
Siedzimy sobie w domku, jak Pan Bóg przykazał i czynimy ostatnie przygotowania do wigilijnej kolacji. Drzewko ubrane lampki się świecą a kot, dostał wolny wieczór i już dawno czmychnął przez lufcik i dalej po parapecie na swoje ulubione drzewo na podwórku. Wróci koło północy, ponieważ wtedy ma nam coś powiedzieć co zdarza mu się to tylko raz w roku i dzisiaj właśnie jest ten dzień. Stół już zastawiony obowiązkowo jedno nakrycie czeka na samotnego zapóźnionego wędrowca a pod obrusem leży sobie sianko ze stajenki. Nawet kupiona na wyprzedaży w markecie budowlanym pod koniec września gwiazda betlejemska jakby odzyskała blask, ponieważ od kilku dni była jakaś skapcaniała i mieliśmy obawy czy da radę dotrwać do wigilii.
W zasadzie nie pozostało już nic innego tylko wypatrywać pierwszej gwiazdki na niebie oznajmiającej wszem wobec, że nadeszła właściwa pora, aby zasiąść do skromnie zastawionego stołu, ponieważ tego dnia nie wypada, aby było więcej niż dwanaście potraw, dokładnie tyle ilu było apostołów. Niestety, aby tradycja była tradycją zmrożona flaszka w lodówce, musi poczekać do pierwszego dnia świąt. Zerknąłem na zegarek i dotarło do mnie, że już najwyższa pora, aby do drzwi zastukał święty Mikołaj, jak było to ustalone wcześniej z sąsiadem, który dostał strój i pięć dych na flaszkę, aby zrobić dzieciakom niespodziankę. Pewnie się już wcześniej nachlał i zapomniał albo śpi. Wyszedłem na podwórko sprawdzić co i jak zobaczyłem, to co zobaczyłem, to już wiedziałem, że Mikołaj już nie przyjdzie. Ani dzisiaj, ani nigdy. Chcąc nie chcąc polazłem do piwnicy i wziąłem prezenty dla dzieci. W domu ściemnię, że spotkałem świętego Mikołaja i wziąłem od niego prezenty, bo się dziad śpieszył. Mam już wprawę, ponieważ historia powtarza się co roku. Opowieść wigilijna ma już swoją długą historię.
CZYTAJ RÓWNIEŻ:
Zobacz także:
Zobacz także:
Zobacz także:
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie