Reklama

To ten film zginął Maciejowi Stuhrowi w autobusie 185: „Milczenie polskich owiec”. I się odnalazł!

Pamiętacie zapewne, jak Maciej Stuhr alarmował na Facebooku, że zaginęły mu materiały do krótkometrażowego filmu, który kręcił z przyjaciółmi. I one się, na szczęście, odnalazły. Dziś wiemy, że chodziło o 36-minutowy film fabularny „Milczenie polskich owiec”.

Gdyby nie mobilizacja i uczciwość fanów Macieja Stuhra, premiera tego filmu mogła być zagrożona. A film jest niezwykłą inicjatywą. Ci przyjaciele bowiem, o których pisał aktor i reżyser, i wykładowca w warszawskiej Akademii Teatralnej, to głównie jego studenci. To oni grają w tym filmie. To oni zapracowali wraz z nim na pierwsze w dziejach Akademii takie przedsięwzięcie, że wykładowca i jego studenci etc., etc.

O czym film opowiada?

W przytulnej knajpce w jednym z polskich miast dochodzi do serii mniej lub bardziej przypadkowych spotkań młodych ludzi. Dzieli ich sporo, ale łączy jedno: wszyscy próbują znaleźć choć cienką nić porozumienia z drugim człowiekiem. Każde z nich robi to na swój sposób.

Mariano, na przykład, nie ma żadnych problemów z mówieniem wprost tego, co go boli, ale również co go kręci i podnieca. Kompletnie nie zważa na to, że słowa mogą ranić i być trudne do zniesienia dla Amelii, jego uwielbiającej komedie romantyczne dziewczyny. Zygmunt usilnie pragnie zwierzyć się ze swoich skrytych fantazji, ale tylko obcą osobę jest w stanie obdarzyć dostatecznym zaufaniem. W konfrontacji z byłym kochankiem jest zdecydowanie mniej wylewny.

Malwina, która ze wszelką cenę pragnie podbić filmowy świat, otwiera się, ale dopiero przed kamerą. Tylko wtedy może być tak naprawdę sobą. Z kolei dziewczyna z telefonem potrafi być potulną, godzącą się na wszystko owieczką, a za chwilę stać się nieprzebierającą w słowach ostrą laską. Cichą obserwatorką tych wszystkich, często bardzo zabawnych, czasem smutnych, ale i wzruszających spotkań jest kelnerka. Ona również ma swój sposób na radzenie sobie z otaczającą rzeczywistością…

To dobrze, że ten film się znalazł. Jeśli go gdzieś zobaczycie w repertuarze Waszego kina – idźcie koniecznie. To obraz krótki, ale obfitujący w tyle znaczeń, że ktoś, kto ma trochę więcej pod sufitem niż przeciętna główka kapusty, wyniesie z niego dość jednoznaczne moralne przesłanie, ważne w udanym życiu. Jakie? Tu niech każdy odpowie sobie sam, bo z całą pewnością dla każdego będzie inne. I to jest siła dobrej sztuki.

Fot. Facebook/Maciej Stuhr

Czytaj też:

https://imokotow.pl/artykul/na-przystanku-goraszewska/267573

 

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo iMokotow.pl




Reklama
Wróć do