
Ma 21 lat, nazywa się Daniel L., jest niezwykle krewki, rzadko kiedy zastanawia się, co robi, dopiero po fakcie. Tym razem pobił pasażera autobusu, zabrał mu smartfona za 3,5 tys. zł i uciekł.
Uciekał niespecjalnie długo, ponieważ policja dopadła go w niedługi czas potem w jego własnym mieszkaniu. Bardzo był zdziwiony tym „najściem” – aż tak bardzo, że do wszystkiego się przyznał. Wyjaśnił ponadto, że jak już pobił i ukradł, to – uciekając w popłochu, bo coś zaczęło świtać w tym niewydarzonym umyśle – wyrzucił skradzioną komórkę ze strachu, że dzięki niej zostanie namierzony.
No i – mimo wszystko – namierzyli. Jak? Policjanci śmieją się tylko, jak ich pytać, bo to „słodka” zawodowa tajemnica. Nie musieli się zbytnio natrudzić. Okazuje się, że świadkowie różnorodnych warszawskich kryminalnych zdarzeń (jak jest w Polsce, nie wiadomo) mają coraz lepszą pamięć i zmysł obserwacji, a – jak mówią na Madalińskiego – to się będzie nasilać.
Wczoraj mokotowski sąd zarządził aresztowanie 21-latka na okres 3 miesięcy. Za rozbój grozi mu kara do 12 lat więzienia.
Fot. Policja
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie