
Poniedziałek (5 marca br.) był dla metra prawdziwym Armagedonem. Najpierw przed dojazdem do stacji Racławicka zasłabł pasażer, który zmarł nim pociąg dojechał do peronu.
Trzy stacje metra zostały całkowicie wyłączone z ruchu. - Nie ma możliwości wyprowadzenia na peron pasażera, który zasłabł w pociągu, dlatego skład musiał stanąć na stacji. Czekamy na przyjazd pogotowia – tak relacjonowała portalowi tvn24 przed godziną 12 rzeczniczka Metra Warszawskiego Anna Bartoń.
Godzinę później dotarła do mediów informacja o śmierci pasażera. - W drodze na miejsce zdarzenia jest prokurator. Utrudnienia potrwają do zakończenia czynności policji i prokuratury. Niestety, nie możemy odprowadzić pociągu na tory odstawcze, skład musi pozostać na stacji - przekazała Bartoń.
Około godziny 14 ruch został wznowiony.
W związku z wyłączeniem części stacji, metro nie kursowało na dwóch skróconych pętlach: Kabaty-Wilanowska i Politechnika-Młociny.
Uruchomiona została zastępcza linia autobusowa Z kursująca na trasie: Metro Wilanowska - al. Niepodległości - Batorego - Waryńskiego - Metro Politechnika.
Jak relacjonował reporter tvnwarszawa.pl Lech Marcinczak, cała stacja Racławicka była zamknięta - przeszklone drzwi prowadzące do bramek i na peron były zablokowane. I dodał, że dopiero po godzinie 13 pojawiły się kartki informujące o tym pasażerów. - Wcześniej przewinęło się tu wiele zdezorientowanych osób, które pytały, co się stało i czy działa komunikacja zastępcza. Niestety, nie było nikogo, kto udzielałby takich informacji - relacjonował Marcinczak.
Jak uchwycił reporter tvn24, liczba pasażerów, którzy nie mogli skorzystać z metra, znacząco przekraczała możliwości autobusów miejskich. Pasażerowie tłoczyli się we wnętrzu pojazdów i nie wszystkim udało się wsiąść do środka.
Źródło: tvn24.pl
Fot. Kacper
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie