
Pada i pada… W ciągu ostatnich pięciu lat stacja metra Wilanowska była wielokrotnie „odpompowywana” z wody deszczowej, która po prostu wybijała z tamtejszej kanalizacji. Od wielu dni w tym tygodniu pada. Powtórzy się?
Jest wysoce prawdopodobne. Nie ma wprawdzie tak zwanych opadów nawalnych, które w ciągu kilku minut mogą zmienić spokojne kanały podziemne w rwące rzeki, to jednak, co się dzieje w Warszawie w ciągu ostatnich kilku dni, czyli dość monotonne regularne opady siąpiącego deszczu, mogą doprowadzić do podobnych kataklizmów, jak to się na stacji Wilanowska już zdarzało.
Co jest tego powodem? Brak wyobraźni wszelkieJ maści projektantów – począwszy od planistów metra przez wszystkich, którzy aktualnie budują na Mokotowie. Przepustowość kanalizacji jest bowiem w tych wszystkich projektach liczona na połowę tego, co do niej trafia w tzw. fazach szczytowych. Metro Wilanowska była zalana już wielokrotnie. W 2011 r. aż po sufit kanału podziemnego, a woda wychodziła przejściem dla pieszych na poziomie kilku centymetrów poniżej oświetlenia na gzymsach wylotowych. Pieszy nie miał szans. Musiałby z metra wypłynąć.
Nie chcemy krakać, ale od tamtej pory niewiele się zmieniło. Rosną nowe domy i osiedla wokół - z tym samym błędem wyobraźni: kanalizacja jest za mało pojemna. Nic więc dziwnego, że w końcu za okolice Wilanowskiej i nieodległego Ursynowa wzięły się organizacje pozarządowe, doprowadzając do wspólnego spotkania w ratuszu. Zaczęły od wyjaśniania zjawisk prozaicznych. A to, że ocieplenie klimatu jest faktem, a w Warszawie widocznym coraz bardziej; że niewłaściwe dachy, z których woda spłynie szybko na jezdnię i chodniki, zatka w kanalizację niemal od ręki; że nie ma żadnych zbiorników, które – jak w USA – pozwalają W MIEŚCIE wodę deszczową złapać, zebrać, a potem odprowadzić w miejsce, jakie jest nam wygodne.
Na spotkaniu w ratuszu ekolodzy tłumaczyli wszystkim zainteresowanym „jak chłop krowie na rowie”: trzeba stworzyć taki system, który najpierw pozwala wsiąkać wodzie w ziemię, „podlewając” w ten sposób rośliny, potem gromadzimy ją w odpowiednio przygotowanych sadzawkach, stawach, specjalnych miejscach na deszczówkę, wreszcie najkrótszą drogą (rowami melioracyjnymi, polderami, stawami) odprowadzamy do kanałów burzowych, gdzie się z pewnością zmieści, jeśli te wszystkie fazy pośrednie będą dobrze zaplanowane i… istniejące!
Wokół stacji metra Wilanowska tego wszystkiego nie ma. Może na skutek akcji okrągłego stołu AdaptCity, jaki obradował niedawno w Warszawie, sytuacja się zmieni. Ale chyba nieprędko. Dlatego, wysiadając z metra na naszej podtapianej stacji, uważajcie, żeby w razie co szybko się ewakuować…
JANUSZ MARCICKI
Fot. mytube.pl
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
A tyle miejsca na zbiorniki retencyjne jest pod skarpą.... chyba ze już wszystko zostało przeznaczone pod zabudowę...