Reklama

Dziś pierwsza rozprawa czternastu oskarżonych z mokotowskiego gangu obcinaczy palców

Tzw. gang obcinaczy palców, który grasował głównie na Mokotowie i Ursynowie, został rozbity przez CBŚ 13 lat temu. Dziś rozpoczyna się ich proces w Sądzie Okręgowym na Bemowie – w sali specjalnie zabezpieczonej.

Gang zajmował się porwaniami i egzekucją okupów. Rodzinom posyłał – na dowód, że ich bliscy są w rękach gangu – obcięte palce ofiar. To był i dowód, i argument, żeby szybciej zapłacić. W kuloodpornym boksie, za pancerna szybą, usiadło dzisiaj 14 mężczyzn, którym prok. Krzysztof Kuciński postawił łącznie 93 zarzuty.

Głównym oskarżonym jest Wojtas

To 42-letni Wojciech S., używający też pseudonimu Kierownik. Przez siedem lat (1997-2004) był szefem tego gangu, wchodzącego w skład tzw. grupy mokotowsko-ursynowskiej. Osobiście brał udział w ośmiu z dziewięciu porwań, o których mówi akt oskarżenia. To on zlecał zabójstwa i ich dokonywał. Razem z kumplami brał udział w głośnej strzelaninie w siłowni „Paker” na Gocławiu, w której zlikwidował konkurencję z innego gangu.

Powszechnie znane też były jego wyczyny z 2003 r., kiedy to uprowadził z kolegami właścicielkę sklepu spożywczego sprzed jej domu w Kajetanach (okup: jeden milion złotych – zapłacony przez synów) i właściciela lombardu w Piasecznie (okup: 120 tys. dolarów – zapłacony). Kobieta odzyskała wolność po 24 dniach, a mężczyzna po 37 – z obciętym dwukrotnie małym palcem. Na dodatek był bity, straszony piłą motorową i pistoletem.

W tym samym roku, w grudniu, został uprowadzony sprzed uczelni wyższej na ul. Bobrowieckiej syn jednego z przedsiębiorców z branży rolnej. Porywając go, bandyci podawali się za policjantów. Za niego obcinacze otrzymali pół miliona złotych w różnych walutach, a chłopaka zwolnili po ośmiu dniach.

Nie ograniczali się jednak tylko do Ursynowa i Mokotowa oraz Piaseczna

Gościnne „występy” mieli i w Ursusie. W styczniu 2004 r. z parkingu przed outletem Factory uprowadzili mężczyznę, którego przetrzymywali 43 dni, w tym czasie – w ramach zmiękczania – rozbierali go do naga i tak trzymali w zimnym pomieszczeniu. Poza tym przypalali papierosami, bili, polewali wrzątkiem. Niektóre tortury nagrywali. Żądali miliona euro, skończyło się na 250 tysiącach.

Wreszcie porwanie syna przedsiębiorcy budowlanego, również w styczniu 2004 r., którego trzymali skutego kajdankami i spętanego metalowym łańcuchem. Żądanie: 500 tys. euro. Dostali po trzech tygodniach 310 tys. zł.

Do marca 2004 r. można powiedzieć, że ich działania były „bezkrwawe”

Nikt bowiem nie zginął. Ale pod koniec tego miesiąca uprowadzili 26-letniego syna właścicieli gruntu sprzedanego pod supermarket. Zażądali od nich miliona euro. Po miesiącu otrzymali 100 tys. zł. To ich nie zadowoliło i… obcięli chłopakowi palec. To miał być wstęp do dalszych negocjacji. Ale do nich nie doszło. Kontakt się urwał, a w tydzień później znaleziono zwłoki porwanego z odrąbaną ręką i głową roztrzaskaną siekierą.

Zanim doszło do tego morderstwa, porwana została następna osoba – Hindus mieszkający w Polsce. Sprawa stała się niezwykle głośna, ponieważ jego żona wystąpiła w telewizyjnym programie, błagając o uwolnienie męża. Wojtas chciał tym razem 2 miliony euro, po „negocjacjach” zgodził się na 800 tys. dolarów. Ale okup  nigdy nie został przekazany, za to żona znajdowała trzykrotnie we wskazanym miejscu palce męża. Ostatni znak, że ofiara żyje, pochodzi z 14 lipca 2004 r. Potem kontakt się urwał. Do dziś nie znaleziono porwanego. Tak, jak do dziś nie wiadomo, jakie są losy córki biznesmena działającego w branży mięsnej, która została porwana 30 maja 2005 r. w pobliżu swej uczelni na ul. Domaniewskiej. Zdarzenie to zarejestrowała kamera monitoringu i to – można powiedzieć – był moment przełomowy. Porywacze zażądali miliona euro. Kiedy ojciec znalazł we wskazanym miejscu pod Wyszkowem obcięte włosy dziewczyny, zapłacił 567 tys. euro. Odbyło się to przy moście Grota-Roweckiego. Zagadkowe jest to, że w tym samym miejscu odbierali okup również porywacze Krzysztofa Olewnika. Ci sami?

4 sierpnia prawdopodobnie porwana Ewelina B. jeszcze żyła, bo Wojtas zażądał wyrównania okupu do pełnego miliona złotych, ale potem kontaktu już nie było. Los dziewczyny jest do dziś nieznany.

Pierwszy proces grupy, choć w trochę innym składzie, zakończył się ułaskawieniem ośmiu z dziesięciu oskarżonych. Prokuratura się nie popisała, przedstawiła mało przekonujące sąd dowody. Wyrok nie jest jednak prawomocny i dziś ci uniewinnieni znów zasiadają na ławie oskarżonych. Czy tym razem dowody prokuratury będą mocniejsze?

KAMIL MALINOWSKI

Zdjęcia i nagranie: KGP

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama
Reklama
Wróć do