
Okolica jak z jakiegoś filmu grozy: ukryty w zaroślach dworek, do którego nie ma oficjalnie wstępu, a nad nim, w niedalekiej odległości, ogromny budynek Poczty Polskiej, obok zaś – ruchliwa ul. Poleczki. Ulica Łączyny 53 – dwa rożne światy: współczesny i ginący.
Przypomnijmy, że podnieśliśmy larum w tej sprawie kilka miesięcy temu. Obiekt – urokliwy dworek z początków XIX w. z jego oczkami wodnymi, bujną roślinnością – wpisany jest do rejestru zabytków od ponad 50 lat i… nic z tego nie wynika. Powstał w 1805 r. na zlecenie kasztelana Franciszka Krotkowskiego, właściciela majątku Wyczółki. W 37 lat później dworek przeszedł na własność rodziny Skarbków, tej, która była też właścicielem dworu w Żelazowej Woli, gdzie – jak wiadomo – urodził się Fryderyk Chopin.
Losy dworku były burzliwe: przechodził z rąk do rąk, aż po wojnie stał się własnością państwową. No i to pewnie jest jego nieszczęście. Koncepcje zagospodarowania zabytku były bowiem różne. Wśród nich i ta: ośrodek rekreacyjny dla pracowników pobliskiej fabryki domów. Dworek jednak niszczał, a żadna z państwowych koncepcji nie była realizowana.
I niszczeje nadal, chociaż prawa do niego odzyskała rodzina Berensewiczów – ostatni prawowici właściciele, którzy przepadli nie wiadomo gdzie.
Jak podaje „Gazeta Stołeczna”, kilka miesięcy temu dzielnicowy radny Paweł Lenarczyk skierował w tej sprawie interpelację do burmistrza. Stwierdził w niej, że obecni właściciele celowo doprowadzają dworek i teren wokół niego do totalnej dewastacji, żeby za jakiś czas sprzedać go na cele inwestycyjne. W domyśle: za duże pieniądze, pod jakiś biurowiec.
W odpowiedzi otrzymał zapewnienie, że ten teren jest objęty specjalną ochroną. Na dodatek i sądy, i Ministerstwo Kultury próbowały nakłonić obecnych właścicieli do remontu dworku. I nic z tego.
– Przeprowadzaliśmy kontrole, wydawaliśmy nakazy remontu, właściciel się od tego odwoływał, ale Ministerstwo Kultury i sądy oddaliły jego skargi. Kilka razy nakładaliśmy na właściciela grzywnę. Znów się odwołał. Teraz sprawa jest w ministerstwie – mówi stołeczny konserwator Michał Krasucki „Gazecie Stołecznej” i zapowiada: – Jeśli się nie uda inaczej, wyznaczymy inwestora zastępczego, który zabezpieczy dwór, a kosztami obciążymy właściciela.
My zaś piszemy o tym, bo dworek przy Łączyny 53 jest celem wielu odwiedzin dla mokotowskich eksploratorów dziwności. Służewiec to bowiem po części, Ursynów, a Mokotów za pasem…
Fot. haloursynow.pl
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Ratujmy, czyli co trzeba zrobić?
Piękny, duży teren! Budynki potrzebują generalnego remontu! Mogłyby służyć i cieszyć oko przez kolejne długie lata. Można przenieść się w czasie, magiczne miejsce!
Fajnie jakby tam wybudowali jakieś osiedle albo biurowiec. Skoro jest właściciel to powinien móc decydować o tym co się stanie z jego terenem a nie miasto