
Sam się zgłosił na staż do stołecznego ratusza i został przyjęty. Przez ponad rok – w ramach aplikacji radcowskiej – wyciągnął z bazy danych ponad 47 tys. podstawowych informacji o nieruchomościach, głownie z Mokotowa.
Zdzisław B. jest obecnie radcą prawnym, byłym studentem wydziału prawa i administracji Uniwersytetu Warszawskiego, który ukończył w 2008 r. W ratuszu kopiował dane o właścicielach działek i budynków, wypisy z ksiąg, wyrysy działek. Po co? Prokuratura podejrzewa, że chodziło o dzika reprywatyzację. I dlatego oskarża go o czyny z art. 267 kk, który dotyczy nielegalnego uzyskiwania informacji.
Podejrzenie jest raczej słuszne, bo po co komu tyle danych, zwłaszcza jeśli nie były związane z programem stażu. A tak było. Na dodatek nie był pracownikiem ratusza, a mimo to został obdarzony dość dużym zaufaniem, bo otrzymał wszystkie dane do tego, aby swobodnie poruszać się po systemie informatycznym ISEG 2000 gromadzącym szczegółowe dane z wszystkich 16 dzielnic stolicy, mówiące o stanie własnościowym działek, ich numerach, stojących na nich zabudowaniach etc. Zdzisław B. głównie jednak upodobał sobie Mokotów. Dlaczego?
Tego nie chce zdradzić. Na jego trop wpadła policja. Jak? Oni też nie chcą tego zdradzić. W każdym razie ratusz zainteresował się pracowitym aplikantem dopiero wówczas, kiedy dowiedział się o tym od policji. Dlaczego dopiero wtedy? I tu jest milczenie. Jedyne wytłumaczenie, które słyszymy, jest takie, że otrzymał on dostęp do bazy danych zgodnie z procedurami. Wątpliwość jednak rodzi się taka, że w gruncie rzeczy człowiekowi z ulicy udostępnia się bez specjalnego zastanowienia ogromny zestaw informacji, po którym on buszuje w sposób zupełnie bez kontroli i gromadzi je na zewnętrznych nośnikach.
Prokuratura stawia pytanie: czy Zdzisław B. działał na czyjeś zlecenie, gromadząc dane dla handlu roszczeniami prywatyzacyjnymi? I to jest element zarzutu. W ratuszu twierdzą, że „zakres praktyki wskazywał na potrzebę dostępu do systemu ISEG 2000. Była to m.in. pomoc przy realizacji spraw dotyczących bieżącej aktualizacji ewidencji gruntów i budynków, kompletowaniu materiałów dowodowych”.
Zdzisław B. nie przyznaje się do żadnych działań niezgodnych z prawem, twierdzi, że działał zgodnie z posiadanym upoważnieniem, ale dlaczego interesował się głównie Mokotowem – nie odpowiada.
Śledczy przypuszczają, że dane, które uzyskiwał ratuszowy aplikant stwarzają ogromne możliwości do nadużyć, np. „ktoś może się podszyć pod właściciela i sprzedać cudzą działkę czy wziąć pożyczkę pod hipotekę. – Kluczem są dane właścicieli. By je zdobyć, trzeba mieć „wejście" w sądzie wieczystoksięgowym lub w ewidencji gruntów” – mówi jeden ze śledczych portalowi rp.pl.
Jak było naprawdę, zobaczymy. A jeśli chodzi o Mokotów, jest kilka reprywatyzacyjnych spraw, które budzą ogromne wątpliwości… (po)
Fot. blaber.pl
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Jest to nieprawda i na pewno to udowodni!