
Horror kawek na Mokotowie trwa. Nie pada ich już tak dużo, jak jeszcze tydzień temu, ale są kolejne zgłoszenia.
Spośród 18 żywych jeszcze kawek, które przewieziono ostatnio do Ptasiego Azylu w warszawskim ZOO, udało się uratować 15. Trzy, niestety, padły. Jak relacjonują swoje starania pracownicy Azylu, początkowo wydawało się, że kawki zostały otrute trutką na szczury. Tymczasem okazało się, że to środek na insekty. Skomponowano więc lek o tzw. szerokim spektrum działania. Tych piętnaście pozostałych przy życiu ptaków czuje się coraz lepiej, więc za kilka dni zostaną wypuszczone z pomieszczenia zamkniętego, a za kilkanaście dni wypuszczone na wolność.
Działacze z Inspektoratu Warszawskiego organizacji OTOZ Animals są przekonani, że ta zbiorowa śmierć kawek była spowodowana przez czyjś świadomy zamysł, mający wyeliminować je z życia mokotowskich osiedli. Komuś przeszkadzały. Głodne ptaki po prostu rzuciły się na skażoną trucizną żywność, rozsypaną na trawnikach pod drzewami, gdzie one gniazdowały.
Policja nie chce podać żadnych konkretów, bo zapewne ich jeszcze nie zna. Na razie przesłuchuje świadków, którzy niewiele widzieli, i przegląda zapisy z kamer znajdujących się w różnych miejscach w pobliżu owej masowej egzekucji.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
jeszcze dajcie im po 500+, a choróbska po ptadzorach żrących padlinę zaszczepcie swoim bachorom, żebyście tak o ludzi dbali jak o mewy i kawki
Mewy przydalo by sie tak załatwić.