
Mokotów bije na głowę inne dzielnice w stolicy pod względem zażyłości sąsiedzkiej i zaufania wzajemnego.
Aż 87 proc. mieszkańców Mokotowa wie, jak nazywają się jego sąsiedzi, aż 71 proc. odwiedza się nawzajem, utrzymuje dość zażyłe kontakty, spędza razem czas wolny. Poza tym 66 proc. rozmawia z sąsiadami o życiu osobistym i o problemach miejsca zamieszkania, a 65 proc. w razie potrzeby zostawia u nich klucze.
To jest fenomen, który – jak twierdzi Jacek Waliszewski, socjolog zajmujący się rozwojem stosunków społecznych w wielkich miastach – wynika ze struktury wieku, zasiedzenia i niewielkiej mobilności zwłaszcza starszych mieszkańców. 82 proc. z nas tęskni za swym miejscem zamieszkania, kiedy wyjeżdża z niego na dłużej. To przywiązanie zaś wynika z poczucia wpływu na sprawy związane z własnym tutaj losem (42 proc.) i z silnego emocjonalnego związku (79 proc.) Przekłada się też na pragnienie, aby nasi najbliżsi również tu zamieszkali (77 proc.) Jest ono zresztą w dużej mierze realizowane. Dzieci, nawet jeśli w którymś momencie wyprowadzają się z domu z potrzeby niezależności, po latach, gdy założą rodziny i odżywają wspomnienia z młodości, decydują się na powrót, w pobliże rodziców i dziadków, nawet jeśli osiedlają się w nowych budynkach.
- Na Mokotowie, w dzielnicy, która ma przecież ponad sto lat przynależności do stolicy – mówi Jacek Waliszewski – w wielu jej miejscach utrzymuje się struktura społeczności lokalnej. Najlepszym tego przykładem jest Stary Mokotów, Siekierki, Sielce. Mokotowianie mają bowiem w swojej psychice ukształtowany tu przez lata gen plemienny. I to bardzo dobrze. Współczesne życie nie sprzyja bowiem serdecznym więzom ludzi, chyba że… mieszkamy na Mokotowie. Są takie oazy na świecie, jak widać. (kl)
Fot. ZDM
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie