
Dawno temu jako dziecko pomieszkiwałem na Mokotowie u rodziny na ulicy Narbutta Ludwika. Lubiłem słuchać różnych opowieści związanych z bliższą i dalszą okolicą, a potem w towarzystwie starszego opiekuna, a potem już samotnie zwiedzać pobliskie zakątki. Wtedy dokonałem niczym Krzysztof Kolumb wielu odkryć geograficznych takich jak Morskie Oko, a potem grobowiec Szustrów, a następnie ich pałac. Zapuszczałem się też nieco dalej, ponieważ kolegowałem się z chłopakami mieszkającymi w nowych blokach przy ulicy Żywnego. Nieopodal były obiekty sportowe gdzie można było wejść przez dziurę w płocie i zawsze można było znaleźć coś ciekawego. Jednak moi opiekunowie ostrzegali mnie przed zapuszczaniem się w te rejony, ponieważ uważano, że Wierzbno nie jest bezpieczne i nawet ptaki zawracają nad Mokotowem w tamtym rejonie.
Myślałem, że to strachy na lachy, czyli jakieś brednie jednak któregoś dnia wybraliśmy się na spacer i weszliśmy w jedno z podwórek znajdujących się gdzieś w rejonie ulicy Puławskiej. Jest tam taka wnęka z placykiem gdzie przez bramę, można wejść na okoliczne podwórka. Postaliśmy chwilkę i nadleciało stado ptaków, a następnie, zawróciły i poleciały w kierunku Śródmieścia. Zrobiło to na mnie wrażenie i już więcej nie zapuszczałem się w te rejony. O tamtej pory minęło bez mała pół wieku i będąc w pobliżu, przypomniało mi się o tym zdarzeniu. Odnalazłem właściwą bramę i wszedłem na podwórko. Sporo się tutaj zmieniło jednak po kilku minutach, nadleciały ptaki i po zatoczeniu sporego łuku odleciały tam, skąd przyleciały. Pomyślałem, że najwyższy czas się stąd zbierać i udałem się w stronę zaparkowanego samochodu.
CZYTAJ RÓWNIEŻ:
Zobacz także:
Zobacz także:
Zobacz także:
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie