Reklama

Igielitowa skocznia narciarska przy ul. Czerniowieckiej – i komu to przeszkadzało?

Właśnie – komu? Bo ta mokotowska skocznia igielitowa powstała przy ul. Czerniowieckiej w „czarnym okresie socjalizmu” z potrzeby serca kilku entuzjastów narciarstwa nie tylko zimowego.

Jednym z nich (i najważniejszym) był Jeremi Struchacki, który skocznię zaprojektował. Skupieni wokół niego entuzjaści postanowili wykorzystać zbliżający się V Światowy Festiwal Młodzieży i Studentów w 1955 r., którego Polska była gospodarzem, i zaszczepili w ówczesnych władzach ten pomysł. Władze kupiły, bo chciały się pokazać. Ten młodzieżowy festiwal miał bowiem udowodnić otwartość reżimu na świat, jego ofensywność, nowoczesność i kreatywność. Jednak zarówno projektodawcy, jak i sponsorzy nie przewidzieli trudności, jakie nagle się zrodziły w związku z niedokładnie (umyślnie?) przeprowadzonymi badaniami geologicznymi gruntu, na którym skocznia miała stanąć.

Ostatecznie więc Festiwal przeminął, nie było fety z powodu jej otwarcia, a obiekt oddano do użytku dopiero w cztery lata później. Za to z dużym hałasem, może zresztą i słusznie. W dwudniowym konkursie wystąpiła bowiem czołówka polskich skoczków

Ułomność skoczni polegała jednak na tym, że była wyłożona igielitem, który umożliwiał skoki tylko w lecie, bo – niestety – w zimie nie miał odpowiedniej siatki utrzymującej śnieg. Warszawski Klub Narciarski, który został administratorem skoczni, starał sobie z tą niedogodnością jakoś poradzić i udostępniał obiekt na treningi kadry narodowej. Ba, organizował nawet zawody Turnieju Trzech Skoczni (na równi z Pragą i Budapesztem), ale szybko się okazało, że jednak nie jesteśmy w tej kwestii zbyt konkurencyjni.

Skocznia dogorywała mimo różnych zabiegów. Zmiana ustroju gospodarczego w 1989 r. nic tu nie pomogła, bo… Punkt konstrukcyjny był tylko na 38 metrze, wysokość wieży startowej wynosiła 35 m, taras rozbiegowy 55,5 m, a wybieg 70 m. W sumie wysokość skoczni liczyła 54 m, a długość 120 m., co już zaczynało być poza wszelkimi standardami. Na dodatek były jeszcze kłopoty z tzw. mniejszą rampą, która służyła do mocowania mniejszej skoczni dla początkujących. Jednym słowem – kicha. Nikomu się nie opłacało inwestować w obiekt, pod którym w międzyczasie wyrosło targowisko ze sprzętem narciarskim, środkowa część rozbiegu została zdemontowana, igielit zdjęto, a pod skocznią rozprzestrzenił się skatepark. Tylko że nawet i tego już teraz nie ma.

19 kwietnia 2005 r. artysta Cezary Bodzianowski, w akcie rozpaczy, zorganizował tu happenig. Zrzucił narty z istniejącej jeszcze wieży zjazdowej, a potem udał się z nimi do Zachęty. Gest rozpaczliwy, artystycznie wątpliwy, a właściwie bezużyteczny, bo w 2015 r. skocznia została ostatecznie rozebrana i… po skoczni!

A szkoda. Dopiero dziś, gdy Górka Szczęśliwicka świętuje swoje triumfy narciarskie w Warszawie, pukają się w głowę wszyscy po kolei – działacze narciarscy, władze miasta i prywatni inwestorzy, którzy stracili wymarzone miejsce. I to już „se ne vrati”… (ik)

Na zdjęciu:

Dawnych wspomnień czar…

Fot. wikia.pl

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo iMokotow.pl




Reklama
Wróć do