
Urodził się 100 lat temu, 6 maja 1918 r. Był znanym na całą Polskę czerniakowskim bardem, piewcą obyczajów dawnej Warszawy, ale także pisarzem. Z wykształcenia był elektromechanikiem, w czasie II wojny światowej więźniem KL Dachau i KL Mauthausen-Gusen. W niemieckich obozach koncentracyjnych spędził 5 lat.
Wydane po raz pierwszy 60 lat temu „Pięć lat kacetu” było zapisem obozowych wspomnień i doświadczeń. Grzesiuk otwarcie i szczerze opowiadał, jak dzięki swemu życiowemu sprytowi i twardemu charakterowi udało mu się przeżyć w trybach niemieckiej machiny eksterminacyjnej. „Podstawą życia w obozie było, w moim pojęciu, maksymalne miganie się od pracy oraz organizowanie jedzenia, a w zasadzie można to ująć w jedno zdanie – postępować przeciw wszystkim zarządzeniom władz obozowych, bo wszystkie zarządzenia miały na celu jak najszybsze wykończenie więźniów” - pisał.
Wartka, akcja, poczucie humoru i brak fałszywej martyrologii zyskały książce czytelniczy sukces.
Wydane w 1959 r. „Boso, ale w ostrogach” - prezentowane jako wspomnienia z dzieciństwa i młodości na warszawskim Czerniakowie - Grzesiuk napisał z prawdziwym talentem, barwnie i przekonująco - przy okazji w czarnych barwach nakreślając obraz Polski międzywojennej.
„Wkrótce okazało się, że oddaliśmy nie tylko guzik, ale i cały naród w niewolę. Że ci od rządzenia byli owszem: silni - w gębie, zwarci - przy pijaństwie i gotowi - do ucieczki za granicę” - oceniał.
Barwny, przekonujący opis czerniakowskiego półświatka - złodziejstwa, bójek, honorowych rozpraw nożowych - sprawił, że w latach 70. XX w. książka „Boso, ale w ostrogach” stała się kultową lekturą „git-ludzi” - przedstawicieli więziennej podkultury.
W rzekomej „autobiografii lumpenproletariackiego dziecka” rodzina nie ma imion. Grzesiuk pisze: „matka, ojciec, siostra, brat”. Nie tłumaczy też, jak przy przytłaczającym bezrobociu i braku perspektyw dostał pracę w państwowej fabryce.
„To ojciec załatwił mu pracę w Państwowych Zakładach Teleradiotechnicznych na Grochowskiej i szkołę u Wawelberga, na którą zresztą dawał mu pieniądze” - wyjaśniała Krystyna Zaborska.
Poza wyrazistym i plastycznym opisem ulicy Tatrzańskiej, przy której pod numerem 10 w czteropiętrowej kamienicy mieszkała przed wojną rodzina Grzesiuków, wszystkie inne realia w „Boso, ale w ostrogach” są nieco zamglone.
„Sielce, a nie Czerniaków, bo Tatrzańska to są Sielce, były normalną, typową, warszawską dzielnicą” - powiedział „Rzeczpospolitej” w 1988 r. Jerzy Kasprzycki, dziennikarz varsavianista, który, pisząc Warszawskie Pożegnania w „Życiu Warszawy”, przez 30 lat współpracował z innym „chłopakiem z Tatrzańskiej”, grafikiem Marianem Stępniem.
- W języku tamtych okolic nie było wulgarnych, knajackich naleciałości, a raczej nawet pewien wykwint. Nie mówiło się na przykład o zmarłym, że „wyciągnął kopyta”, tylko „zaśmiał się aż do sufitu” albo „uśmiechnął się do Pana Jezusa”. Kasprzycki przypomniał, że o kilkadziesiąt metrów zaledwie od Tatrzańskiej, przy Tureckiej, mieszkał wówczas generał Władysław Sikorski.
Publikacja „Pięciu lat kacetu” i „Boso, ale w ostrogach” zapewniła Grzesiukowi sporą popularność. By urozmaicić liczne spotkania autorskie, zaczął śpiewać piosenki - uliczne ballady z Czerniakowa, Powiśla, Woli i Pragi. Akompaniował sobie na bandżoli.
Piosenki wykonywał z niepowtarzalnym wdziękiem i aktorskim talentem. „Mordę miał jak Buster Keaton. Kamienna twarz wywoływała huragany śmiechu u widzów - powiedział „Rzeczpospolitej” w 1988 r. aktor i piosenkarz Jarema Stępowski.
Pierwsze nagrania piosenek Stanisława Grzesiuka pochodzą z 1959 r. z audycji radiowych z cyklu „Na warszawskiej fali”. Występował również na żywo w telewizji m.in. w programie „Warszawa da się lubić” (1960 r.) reżyserowanym przez Konrada Swinarskiego, a także w popularnym radiowym „Podwieczorku przy mikrofonie”.
W 1963 r. ukazała się pierwsza płyta z jego piosenkami zatytułowana „Nie masz cwaniaka nad warszawiaka”, a w 1967 r. druga – „Piosenki warszawskiej ulicy”.
W wydanych w 1985 r. „Szpetnych czterdziestoletnich” Agnieszka Osiecka wspominała: „Kiedy go poznałam w czerniakowskiej Sielance, był już poważnie chory, skarżył się, że głos mu nie brzmi. To prawda, w późniejszych swoich latach Grzesiuk bardziej recytował, niż śpiewał, ale było w tym, niczym w bluesowych recytacjach starzejącego się Armstronga, to, co najważniejsze: wsłuchanie się w duszę ludzi”.
Konsekwencją obozów koncentracyjnych była wykryta w 1947 r. gruźlica płuc - sprawiła, iż coraz więcej czasu Grzesiuk spędzał w szpitalach i sanatoriach. Te doświadczenia zawarł w trzeciej swojej książce pt. „Na marginesie życia”. Na stan jego zdrowia miała też wpływ choroba alkoholowa.
Zmarł 21 stycznia 1963 r., został pochowany na Cmentarzu Wojskowym na Powązkach.
W ub. roku ukazała się jego pierwsza biografia „Grzesiuk król życia” autorstwa Bartosza Janiszewskiego.
W tym roku mija nie tylko 100. rocznica urodzin Grzesiuka, ale też 55 lat od jego śmierci - z tej okazji jego książki „Pięć lat kacetu”, „Boso, ale w ostrogach” oraz „Na marginesie życia” ukazują się po raz pierwszy w wersji bez ingerencji cenzury, nakładem wydawnictwa Prószyński i S-ka.
Z okazji setnej rocznicy urodzin barda Warszawy w stołecznym Parku Sieleckim w ubiegłą sobotę i niedzielę (5-6 maja br.) odbył się Festiwal Grzesiuka 2018.
Źródło: PAP i onet.pl
Fot. wikipedia, youtube
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie