
Obie panie – Hania i Basia – wpisane w krajobraz handlowy Starego Mokotowa walczą o przetrwanie, bo urzędnicy miejscy, wbrew przyzwyczajeniom i preferencjom mieszkańców dzielnicy, chcą zlikwidować dwie budki, które są „obiektami niezgodnymi z planem miejscowym”.
Pani Katarzyna Gołembska, która odwiedza obie budki – na Madalińskiego 80 i róg Dąbrowskiego i al. Niepodległości – nie wyobraża sobie swego codziennego obchodu bez nich. Jedna budka to zieleniak (pani Hania), druga to budka z rajstopami i skarpetkami (pani Basia). Jest jeszcze w okolicy kilka innych, ale właśnie te dwie wzięli przede wszystkim na warsztat urzędnicy dzielnicy i ZDM.
Zdania są podzielone. Jedni podobno tylko opiniują, drudzy decydują. Faktem jest jednak, że obie panie dostały powiadomienia z urzędu dzielnicy – o tym, iż plan zagospodarowania Starego Mokotowa „zakłada, że obiekty handlowe mogą znajdować się jedynie przy przystankach autobusowych oraz ważniejszych skrzyżowaniach” – jak twierdzi, zgodnie zresztą z prawdą, Monika Chrobak-Budzińska, rzeczniczka dzielnicy.
Warzywniak Pani Hani
Pani Hania w swojej zielonej budce sprzedaje warzywa i owoce od ponad 30 lat. Ale jej warzywniak był tu już wcześniej, bo ona tylko przejęła interes w tym miejscu. Można więc powiedzieć, że tradycja tego kiosku sięga lat 70.
- Dla mnie likwidacja budki pani Hani – mówi Katarzyna Gołembska, mieszkająca w pobliżu – to dramat. Mam ją w zasięgu ręki. Ja nie mam sił chodzić do „Biedronki” czy „Lidla”. Zżyłam się z tym miejscem, a wędrowanie po mieście to dla mnie spory kłopot.
Pani Hania nie narzeka na brak klientów. Ma ich sporo. Często nie mogą się pomieścić w środku i czekają w kolejce na zewnątrz. I nie wyobrażają sobie życia codziennego bez pani Hani.
- Tu są najlepsze w Warszawie jabłka – mówi inna klientka, Natasza, która przyjeżdża tu specjalnie w drodze z Mordoru, po pracy. – I kapusta kiszona – dodaje. – Palce lizać!
Pani Hania ma ogromne poparcie dla swej chęci pozostania w tym miejscu. Pokazuje kartki z podpisami klientów. To już ponad pięćdziesiąt pisemnych deklaracji.
Skarpetki Pani Basi
Równie zagrożona jest pani Basia z kiosku ze skarpetkami i rajstopami, z tzw. żółtej budki, która stoi w tym miejscu już ponad 50 lat, a ona handluje w niej 25. Jej klientka, pani Katarzyna Gołembska, mieszka na Kieleckiej. Do obu budek ma blisko. Warzywniak oczywiście odwiedza częściej – każdego dnia. Ale i po różną pasmanterię, jak mówi, wpada często do pani Basi, zwłaszcza że ma trójkę wnuków, które te swoje rajstopy i skarpety zdzierają tak często… a poza tym wyrastają z nich nieustająco, że trudno nastarczyć. W każdym razie babcia Kasia podjęła się w rodzinie obowiązku dbania o bieliznę wnuków, więc pani Basia to dla niej partner, jak znalazł.
Bunt Starego Mokotowa?
Nie zdziwilibyśmy się, gdyby do tego doszło. Tutejsi mieszkańcy bowiem nade wszystko cenią sobie (i to na dodatek wynika z odpowiednich badań ratusza) swojskość klimatów, przyzwyczajenie do stałych punktów codziennego życia, pewność jutra. Dlaczego więc urzędnicy – wbrew woli mieszkańców – stawiają warunki, których oni nie akceptują: że w budkach można handlować tylko prasą, artykułami drobnymi i kwiatami? Skarpetki oczywiście się w tym nie mieszczą. I warzywa i owoce – też. Pytamy raz jeszcze: DLACZEGO? No, a warzywniak na dodatek nie stoi przy żadnym ważniejszym przystanku ani skrzyżowaniu…
W Paryżu, Berlinie, Londynie – stolicach cywilizowanych europejskich krajów, w Nowym Jorku, Chicago, Toronoto – że spojrzymy też za ocean – takie budki to klimat i esencja miejscowej tradycji, którym ułatwia się istnienie, jeśli mieszkańcy tego chcą. A na Starym Mokotowie chcą! I zbierają podpisy. Jeśli będzie trzeba, wypowiedzą taką sama wojnę, jak w wypadku Baru Prasowego, bazarku na Gotarda czy ośrodka dla dzieci autystycznych.
- Nie można – mówi pani Katarzyna Gołembska – za nic mieć mieszkańców, zwłaszcza tych starszych, a jest ich na Starym Mokotowie większość.
Odrobinę nadziei daje Mikołaj Pieńkos, rzecznik ZDM, który mówi, że dla nich najważniejsze jest to, aby budka nie utrudniała przejścia pieszym i nie była w kolizji w planami drogowymi dzielnicy, np. rewitalizacji chodników. „Warto – mówi Mikołaj Pieńkos – szanować miejscowy plan zagospodarowania, ale warto też słuchać, co mówią mieszkańcy. W tym konkretnym przypadku raczej przedłużymy umowy wszystkim budkom”.
Jakże to inny głos niż rzeczniczki Mokotowa, która ostrzega, że jeśli budki kiedyś zostaną zlikwidowane, to w ich miejsce nie będą mogły powstać jakieś inne rozwiązania. Bo na terenie dzielnicy jest bardzo wiele pustych lokali użytkowych.
Wniosek? Mamy się dostosować do urzędniczych wizji i potrzeb właścicieli budynków, którzy mają wolne powierzchnie, odkładając na bok swoją własną wygodę i pomijając to, że właścicieli budek nie stać będzie na czynsz w tych lokalach. Trochę (a nawet bardzo) trąci to minioną epoką.
Jeśli zaś chodzi o panią Hanię i Basię, to nie przesadza się starych drzew, zwłaszcza kiedy nie myślą o żadnej emeryturze, a chcą pracować, ile tylko sił, które dają im tutejsi klienci, zakochani w nich mieszkańcy Starego Mokotowa.
WOJCIECH MARCICKI
Fot. Paweł Małaczewski
Czytaj też:
http://imokotow.pl/artykul/na-starym-mokotowie-to/123758
http://imokotow.pl/artykul/nowy-lidl-na-mokotowie/195953
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie