
Ukazał się album "Mokotów w fotografii Andrzeja Jastrzembskiego". Zachwyciłam się nim od pierwszego wejrzenia, tak jak się jego autor musiał zachwycić Mokotowem. Są tu zdjęcia najpiękniejszych budynków mojej ukochanej dzielnicy. Bogu dzięki biało-czarne, dzięki czemu widać urodę i szlachectwo kamienic, pałacyków, willi.
To nie jest Mokotów pośpiechu, biur i kłopotów z parkowaniem. Ginie chaos reklam, nieprzemyślana zabudowa wokół arcydzieł architektury. Zostaje powalająca linia okien kamienicy z rogu Narbutta i Puławskiej (kto się przy niej na co dzień zatrzyma, by podziwiać?), gra światło na rzeźbach w bramie przy Puławskiej 26, nareszcie docenić można piękno Żółtej Karczmy, której nigdy nie widziałam inaczej niż zza okien mknącego Wilanowską samochodu. Autor zdjęć fotografuje te miejsca, jakby się w każdym zakochał, żeby pokazać, że każde urodziwe. O każdym pisze historię albo anegdotę, np. o kapliczce w podwórku albo domu z połowy XIX przy ul. Potoki i jej mieszkańcach, którzy uprawiali tu pola. Warto uważnie przyjrzeć się zdjęciom kilku mokotowskich wnętrz. Sala muzeum geologicznego wygląda nieprawdopodobnie: słońce wpadające przez świetlik, kolumny i krużganki... wnętrze, w którego istnienie nie można uwierzyć. Po sąsiedzku Andrzej Jastrzembski sfotografował miejsce znane w całej Polsce - więzienie na Rakowieckiej. I w końcu aule i korytarze Szkoły Głównej Handlowej. Ach, gdyby przyszli nasi menedżerowie i biznesmeni zapatrzyli się w te wnętrza, a w przyszłości inwestowali w architekturę na tym poziomie, Polska byłaby estetycznym rajem. Na koniec wspomnę o zdjęciu furty z roku Krasickiego i Naruszewicza - noszącej ślady kul. Ja mokotowianka o jej niezwykłej historii dowiedziałam się od Andrzeja Jastrzembskiego, który przyjechał do Warszawy i na szczęście zakochał się w Mokotowie.Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie